niedziela, 19 lutego 2012

Rozdział 4

- To jak się zwie twój piesek ? - zapytałam po raz setny.
- Powiedziałem że to tajemnica, uparciuchu - zaczął się śmiać i szturchnął mnie łokciem.
- ej - oburzyłam się i oddałam mu trochę mocniej.
- bo cie wrzucę w śnieg - zagroził łapiąc mnie w pasie i podcinając nogą. Gdy już prawie upadłam złapał mnie i postawił na nogi, śmiejąc się.
- no i co cie tak bawi ? - zapytałam sama się uśmiechając i strzepując śnieg ze spodni.
- Twoja mina - pokazał mi język - byłaś naprawdę przerażona - zaczął się śmiać a ja zrobiłam oburzoną minę i usiałam na oparciu pierwszej lepszej ławki. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i powiedziałam - Dalej idź sobie sam. - Bez słowa
usiadł koło mnie, milczeliśmy przez kilka minut gdy nagle szturchnął mnie łokciem w brzuch. Oddałam mu i odsunęłam się kawałek. Przysunął się do mnie i po prostu się na mnie patrzył. Odsunęłam się jeszcze kawałek a on przysunął się jeszcze bliżej, chciałam odsunąć się jeszcze dalej gdy nagle spadłam z ławki. Adrian wybuchnął śmiechem a ja razem z nim.
- tylko na to czekałem - powiedział i zaczął śmiać się jeszcze bardziej
przez dobre 5 minut, wstał nadal się uśmiechając żeby mi pomóc.
Podał mi rękę i podciągnął mnie do góry, zachwiałam się przez śnieg i wpadłam na niego. Spojrzałam w góre i zobaczyłam jego roześmiane oczy. Był wyższy ode mnie o kilka centymetrów. Wydawał się szczęsliwy i nagle gdy chciałam się odsunąć delikatnie mnie popchnął i znów wpadłam w śnieg.
- Teraz to nie było śmieszne - zrobiłam smutną mine i wstałam już sama. Otrzepałam się ze śniegu.
- Barbie ! - zawołał nagle Adrian i jego piesek podbiegł do niego.
- Ha już wiem jak sie nazywa ! - pokazałam mu język.
- No kurde - odpowiedział cicho i uśmiechnął się do mnie.

Spacerowaliśmy i żartowaliśmy tak jeszcze przez dobrą godzine.
- Ile wgl masz lat ? - zapytał tak nagle. W tej samej chwili dostałam SMS.
- "A gdzie to się jest ?! czekam na Ciebie od 15 minut!"
Spojrzałam na zegarek - 19.46 .
- no kurde - szepnęłam pod nosem.
- Co jest ? - zaniepokoił się Adrian.
- Umówiłam się na 19.30 z Polą i zupełnie zapomniałam, do tego jestem już spózniona - zrobiłam skruszoną mine.
- W sumie Barbie i tak za długo jest dzisiaj na dworzu wiec też bede już się zbierał. - uśmiechnął się.
Boże jaki on ma zniewalający uśmiech. - Tego chyba ostatnio nie miałaś - złapał mnie delikatne za podbródek i kciukiem dotknął kolczyka.
- ymm no nie - moje serce zaczeło być bardzo szybko.
- W sumie dzięki za miłe popołudnie - przyciągnął mnie do siebie i dał jednego zwykłego buziaka w usta. Zsunął ręke na policzek i przez chwile patrzył mi się oczy.
- No to leć do niej żeby się nie złościła - puścił mi oczko znów zawołał Barbie, poszedł w innym kierunku niż miałam iść ja.
- Też dziękuje - odkrzyknęłam gdy odzyskałam władze nam mową, Adrian był już troszke dalej ale odwrócił się i przez chwile szedł tyłem patrząc na mnie. Pomachał mi ręka, odwrócił sie i zniknął za zakrętem.
- "Będe za 5 minut, on jest zajebsity" - odpisałam Poli.
Pobiegłam szybko na przystanek bo własnie jechał mi autobus, usiadłam na pierwszym lepszym miejscu jakie było wolne i wspomniałam dzisiejsze popołudnie.
- Mam nadzieje ze będzie takich więcej - szepnęłam sama do siebie uśmiechając się jak głupia.

-----------------------

Nie wydaje mi się żeby ktoś to czytał ale jeśli tak to jak wam sie podoba ten rozdział ? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz